czwartek, 4 czerwca 2009

... the longest wpis ever :)

...no i się zaczęło! Tak się zaczęło, że nawet nie mam czasu napisać. A co się zaczęło? Wiadomo - sezon ślubny, tzn. fotograficzny sezon ślubny. Plenery ślubne, ceremonie ślubne, fragmenty reportażu weselnego - ogólnie do wyboru do koloru.

Zaczęło się 23 maja od "polsko-wyspiarskiej" pary Magdy i Stuarta - ślub podobno wzięli we Wrocławiu [podobno, bo tam mnie nie zaprosili :( - niby ze względu na zapłakanie Panny Młodej]. My natomiast spotkaliśmy się na sesji plenerowej w podleszczyńskiej Rydzynie - w Zamku. Tam też cała gawiedź imprezowała i nocowała. Z Parą Młodą miałem przyjemność spędzić około 2h - w trakcie tego czasu "popełniliśmy" wspólnie sesję fotograficzną w zamku i jego okolicach. Już cieszę się na niektóre z tych zdjęć, bo uważam je za naprawdę ciekawe. Może to niezbyt skromnie z mojej strony, ale co tam, trzeba wierzyć w swoje umiejętności fotograficzne :)

Potem pecha mieli Agata i Szymon, którzy niestety zdecydowali się na moje usługi :) Umówiliśmy się na reportaż fotograficzny z ceremonii ślubnej w Urzędzie Stanu Cywilnego w Poznaniu (30 maja 2009) i potem na poniedziałkowy plener. Co do sobotniej ceremonii w urzędzie wszystko byłoby OK, gdyby nie oberwanie chmury tuż przed samym wydarzeniem. Nie ukrywam, że bezlitośnie wykorzystałem jedną z ogromnych kałuż przed USC a efekt bardzo mi się podoba. [Znowu wykazałem się skromnością, wiem :)]
Poniedziałkowy plener pomimo bardzo krótkiego czasu, jaki na niego mieliśmy, obfitował w emocje. Największych dostarczyła nam ochrona budynku, która nie wiedząc skąd nagle się pojawiła z takim oto tekstem na ustach:
"po pińcet, od każdego!" :)
Wyjaśniając - sesję robiliśmy w Budomelu - znanym poznańskim miejscu spotkań ludzi uzależnionych zarówno od używania kolorowych spray'ów, stosowania używek, jak i pobudzania wydzielania adrenaliny :) Okazało się, że dokładnie w momencie, w którym wchodziliśmy na pierwsze piętro budynku, właściciel części terenu opuszczał na ziemię budę, w której od tego momentu (01.06.2009, 17:05) zamieszkiwał będzie ochroniarz i wyganiał wszystkich amatorów zwiedzania. Z tego, co udało mi się ustalić - filcowe bambosze przy wejściu do tego "muzeum" - nie pomogą, i tak nie wpuszczą do środka :)
Tak więc, po przywitaniu w stylu "po pińcet...", pozwolono nam zostać jeszcze 10 minut (wow! i to bezpłatnie!) a potem fiuuuuuuuu. Zostaliśmy w sumie 5x 10 minut i coś tam nam się udało.

Zapomniałbym - pomiędzy reportażami ślubnymi odwiedziła nas Karolnia z mężem, córką i ... drugą córką, która jeszcze nie widziała światła dziennego :) Siedzi sobie spokojnie w brzuchu u mamy i póki co jest jej tam dobrze. Popełniliśmy "trochę" zdjęć - formalnie nazwać by to można fotograficzną sesją ciążową. Studio fotograficzne wyłoniło się w miejscu, w którym zwykle się wyłania, lampy się włączyły, softboxy zapaliły, tło rozwinęło, a co z tego wszystkiego wyszło, to się okaże wkrótce ;)

Jedno jest pewne - ilość miejsca w moim "cyfrowym powiększalniku" znacznie się skurczyła :))) Tak to już jest z RAW'ami...

Tak patrzę powyżej i przyznam, że to najdłuższy z dotychczasowych wpisów na tym blogu, więc w sumie drugie zdanie z początku nie jest do końca prawdziwe :) Wyjaśniając - siedzę na małym zesłaniu z dala od domu, aparatu fotograficznego oraz komputera ze skalibrowanym monitorem i odpowiednim oprogramowaniem. Jedyne co mi pozostało, to napisać co nieco...

[fotografia, zdjęcie, tutaj ... nie będzie :)]

Brak komentarzy: