piątek, 28 sierpnia 2009

Benjamin Antony Monn - z cyklu znani i lubiani

... ten Pan chyba trochę bardziej znany niż poprzedni (oczywiście nie ujmując nic poprzedniemu). Jest takie jedno słowo znane w świecie fotografii - pewnie rzadziej ślubnej - słowo to brzmi Chaselblat, tzn. Hasselblad :) Auuuuu..... Auuuuuu.... liczę, że kiedyś, że może, że fajnie by było bawić się takim sprzętem fotograficznym. Pożyjemy zobaczymy. Tymczasem - jako, że post w cyklu - należy się przynajmniej link do strony tytułowego bohatera. Niech będzie, niech stracę :)

http://www.benjaminmonn.de/

Robert Korybut - z cyklu ...

... no właśnie, cykl nazywa się "znani i lubiani"
... czy znany, to nie wiem, czy lubiany też nie wiem. Osobiście się nie znamy, ale muszę przyznać, że zdjęcia, które robi, bardzo przypadły mi do gustu. Z miłą chęcią przejrzałem zawartość jego strony poświęconej fotografii ślubnej. Podsumowując - mój cykl "znani i lubiani" zyskuje kolejny przymiotnik "ciekawi".
Zapraszam zatem do galerii "Oka mgnienie" - okamgnienie.pl.

PS: Liczę, że do siebie nie muszę zapraszać ;)

czwartek, 27 sierpnia 2009

tyle się fotograficznie dzieje, że nie ma czasu ...

... na aktualizację - i strony i bloga. W sumie to dobrze, że sporo się dzieje, że powstają piękne zdjęcia (sorry za skromność), że klientom się podoba, że widzimy radość na ich twarzach, że odczuwamy satysfakcję z rzetelnie wykonanej pracy (znowu poszło skromnie :)). Ciekawiej jednak byłoby, gdyby udało się poświęcić więcej czasu na aktualizowanie treści tutaj.

Może po krótce - była u nas ostatnio Magda z Justynką i Arturem ... i brzuchem :) Zorka 5 zrobiła kilka zdjęć. Teraz czas na obróbkę materiału (zdjęć studyjnych). Zapuściłem już żurawia i jest całkiem nieźle. Przy okazji naszemu Frankowi pstryknięto kilka śmiesznych ujęć :) Pewnie wkrótce to wpadną.

Kończymy album dla Krzycha i Agnieszki. Będzie dosyć obfity, bo mieli i przygotowania do ślubu, i ceremonię w kościele w Luboniu, i kilka zdjęć z powitania na weselu (w Puszczykowie), i ... bogaty fotograficznie plener w Puszczy Zielonce i kilka zdjęć na Morasku. Całkiem niezły zestaw fotografii ślubnych się zebrał. W nadziei, że się Młodej Parze spodoba :)

Dziwną akcję mieliśmy z dniem 15-go sierpnia. Od dawna zarezerwowany termin ślubu, niby wszystko na dobrej drodze, a okazało się, że jednak nie. Nie udało nam się skontaktować ani z Panną Młodą ani z Panem Młodym. Telefony nie odpowiadają, mail też nie, SMSy, poczta głosowa ... nic. Jako, że danych adresowych wcześniej nie udało się od Młodych uzyskać, tak więc wszystko rozeszło się jakoś tak ... w powietrzu. Została drobna zaliczka i trochę wolnego czasu :) Powiedzmy, że "wolnego", bo już od dawna zlepek "wolny czas" jest w moim słowniku oksymoronem.

Uffff... koniec tego pisania.

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

franek jako pożeracz niewinnych stworzeń...

...tym razem ofiarą padł słoiczek z jagnięciną. Nie miał szans. Rozerwany na strzępy przez żarłocznego Franciszkasa. Nawet nie próbował się bronić. Rozśmieszony kilkoma minami pożeracza, nie był w stanie oprzeć się zamaszystym pociągnięciom dedykowanej łyżeczki. Jak strzępy wyrywanej Prometeuszowi wątroby, znikały kawałki jagnięcia z ziemniakami. Pojedynek rozstrzygnął się szybko. Jak dotąd niepokonanym pozostaje ... on ... wielki ... Francesco Fettucini !!!

Poniżej mała galeria - krótki fotograficzny zapis tej nierównej walki na miny i łyżeczkę.

Niewinna mina, ale mnogość śladów na śliniaku obnaża tragiczny los jagnięciny
fot. obywatelgc.com


Bezwględny dominator wręcz szydzi z marnego losu słoiczkowego dania.
fot. obywatelgc.com


"You talkin' to me, you talkin' to me, f..ck!
fot. obywatelgc.com


Mina na Neptuna - lepiej ze mną nie zadzieraj!
fot. obywatelgc.com


"Maleńka! Gdybyś tak wolno nie wiosłowała tą łyżeczką,
to dawno już byśmy skończyli tę bitwę!"
fot. obywatelgc.com


Krajobraz po bitwie
fot. obywatelgc.com

franek, łowca bramek...

... dawno Go tu nie było. Tak właściwie to przez Niego samego - skubańca małego - tak nam angażuje każdą wolną chwilę, że potem brakuje ich na uzupełnianie bloga. Body [nie mylić z korpusem aparatu fotograficznego; chodzi zdecydowanie o część garderoby naszego Franka] mieliśmy akurat ubrane na temat, piłka świeżo co nabyta na "pewnej" stacji za namową pewnej Pani, więc postanowiliśmy wykorzystać ten zbieg okoliczności.

Powiedzmy, że umiemy już prawie siedzieć ;)

fot. obywatelgc.com


fot. obywatelgc.com


fot. obywatelgc.com


fot. obywatelgc.com

sobota, 8 sierpnia 2009

co nieco o kolażach ...

... jako, że Tour de Pologne, to może kilka zdań o kolażach. Moment przychodzi niespodziewanie. Przygotowywaliśmy właśnie album po jednej - wg nas bardzo udanej - fotograficznej sesji ciążowej, aż tu nagle - kolaże na stole :) Przelecieli przez salon na pełnej szybkości - po prostu profesjonaliści. Artyści w swoim fachu.

No dobra, pigułki przestają działać, wracam do normy.

O czym to ja, ... a ... kolaże, kolaże. No właśnie. Kilka fotograficznych zabałaganionych kolaży. Jak to wygląda u nas podczas robienia albumu ze zdjęciami. Całe szczęście, że nie słychać prowadzonych dialogów. Zdecydowanie nie są to dywagacje nad artyzmem wykonanych fotografii :)

Tak jeszcze spojrzałem i chyba jednak udało się usłyszeć rozmowę na temat fotografii artystycznej - ślubnej, ciążowej i coś jeszcze o znoszeniu jaj było :) Rozmowę prowadziły te dwa kuro-gołębie siedzące sobie na stole :)

... dobra, koniec głupot.

fot. obywatelgc.com


fot. obywatelgc.com


fot. obywatelgc.com


fot. obywatelgc.com


fot. obywatelgc.com


fot. obywatelgc.com


fot. obywatelgc.com


fot. obywatelgc.com



To tak jakoś wszystko wyszło spontanicznie podczas robienia albumu. Ale w końcu to chyba najbardziej odpowiednie miejsce do publikowania treści mało formalnych.

wtorek, 4 sierpnia 2009

w ciąży ...

... ale się podobało! Mi przede wszystkim, ale przyszłym rodzicom również. Przynajmniej tak mówili, he he. Mówię w liczbie pojedynczej, bo tym razem pozostałem osamotniony na fotograficznym placu boju. Moja lepsza połowa sprawowała w tym czasie pieczę nad czymś równie ważnym, jak temat tego, co poniżej.
Wracając do zdjęć - sesja ciążowa, wykonana w naszym "studio fotograficznym" - o tym próbuję coś napisać, ale jakoś co chwilę mi się przerywa. Trochę ponad 3 godziny zmagań z zagadywaniem fotografowanych, z oświetleniem, z rekwizytami, które momentami okazywały się kompletnie niepotrzebne, bo naturalność przyszłej matki wypadała znacznie ciekawiej.
Przyszli rodzice nie dostali jeszcze albumu, ale pozwolę sobie pokazać to jedno - chyba dosyć anonimowe zdjęcie. Liczę, że uda mi się pokazać ich więcej, bo naprawdę fotografie wyszły za...ste, tzn. bardzo miłe w odbiorze.

..."przy nadziei", że to nie tylko opinia fotografa...

Tak więc mały sneak peek tego, co może wkrótce...

fot. obywatelgc.com



Następnym razem chyba zamówię kogoś spod szyldu "wideofilmowanie", żeby uwiecznił co się dzieje podczas takiej sesji. Podejrzewam, że gdybym siebie potem zobaczył, to zmieniłbym zdanie o funkcjonowaniu niektórych partii mojego mózgu :)